Daleko mu do 'Dumy i Uprzedzenia', ale film naprawdę dobry. Dopiero co
skończyłam oglądać, więc może nie zdążyłam się jeszcze 'otrząsnąć', ale
uważam, że tak czy siak, historia panny Austen zasługuje na sfilmowanie.
W końcu to właśnie jej przeżycia zdecydowały o charakterze książek, a
poznanie ich rzuca na wszystko nowe światło.
Końcem końców, film jest dobry i na pewno nie zmienię zdania za kilka
godzin, kiedy nie będę już na 'świeżo po';)
Zgadzam się z tym, że film jest dobry, podobały mi się plenery, dopracowane, przemyślane ujęcia kadru, gra światłem i cieniem (moment w którym Tom czeka na Jane przy bramie!). Aktorzy też nie rozczarowują, a szczerze mówiąc bałam się zobaczyć Anne Hathaway jako jedną z moich ulubionych autorek, ale dała radę:) Nie możemy jednak traktować ,,Becoming Jane" (nie wiem co za geniusz przetłumaczył to na ,,Zakochana Jane") jako filmu ściśle biograficznego. Nie ma dowodów, na których podstawie można byłoby stwierdzić, że znajomość Jane z Thomasem Lefroy'em miała dokładnie taki przebieg,jaki ukazany jest w filmie. Ten niewielki wątek biografii pisarki został nieco ,,rozbudowany" wyobraźnią twórców ,,Becoming Jane" . Nie można więc twierdzić, że flirt z Lefroy'em miał aż tak istotne znaczenie dla twórczości Austen. Myślę, że bardziej znaczący był jej naturalny talent do obserwacji otoczenia i trafnych komentarzy, co jednak także miało swoje odzwierciedlenie w filmie co bardzo mi się podobało. Jak dla mnie 7/10.
Mnie również bardzo się podobał film zakochana Jane!! Śliczne plenery, fajna obsada, fabuła, muzyka, stroje itp. Tylko bardzo smutno się skończył;( ogólna ocena to 8/10
pozdrawiam
Też chciałam napisać coś na temat tego filmu, ale okazuje się, że Czarna Mamba zawarła w swoim komentarzu wszystko to, co miałam do powiedzenia;) Dodam może jeszcze, że sięgnęłam po ten film wyłącznie z uwielbienia dla Jane Austen, obawiając się, że zaraz obejrzę totalną szmirę - szczególnie, że nie znałam wtedy jeszcze różnicy między tytułem oryginalnym a naszym genialnym polskim "tłumaczeniem". Jestem tym dziełkiem naprawdę miło zaskoczona - 7/10 to chyba najsprawiedliwsza nota. A skoro już raz przekonałam się, jak bardzo może zmylić tytuł, może jednak spróbuję zapoznać się również z "Zakochanym Molierem" (w oryginale po prostu "Moliere") - mam nadzieję, że nie zbezczeszczono tam imienia mojego ulubionego twórcy.